
Co za głupie pytanie...
Nie mam zamiaru tutaj recenzować Doktora. Nie ma większego sensu w opisywaniu, ocenianiu i przyglądaniu się temu, co już ocenione, opisane i obejrzane zostało milion razy. Napiszę Wam o moich odczuciach związanych z serialem, który jest uznany za absolutny klasyk i geniusz. Zapraszam :)
Pierwszy odcinek Doktora widziałam jakieś półtora roku temu i, mówiąc szczerze, uznałam go za totalną pomyłkę. Nie pamiętam nawet, czy wytrwałam do końca - chodzące śmiercionośne manekiny to było wtedy dla mnie za dużo. A więc rzuciłam to w cholerę i skreśliłam z listy must-watch. Do drugiego podejścia natchnęła mnie... Sesja. Tak, tak - studenci wiedzą, o czym mówię. Sesja to taki czas, kiedy możesz wypastować wszystkie buty całej grupie, byleby nie musieć się uczyć. Biorąc pod uwagę to, że pastowania nie lubię, a seriale uwielbiam, wybór był jasny - dajmy drugą szansę temu dziwakowi ze świecącym sonicznym śrubokrętem (jeszcze wtedy nie wiedziałam nawet, że to śrubokręt).
Do czasu obejrzenia po raz drugi pierwszego odcinka po wznowieniu serialu (dla laików - Doctor Who zaczął się ponad 50 lat temu) kojarzyłam trzy fakty - facet (?) podróżuje w czasie w budce telefonicznej (?) TARDIS, a jego przygody to pień fabuły. Pomyślałam: No i super, może być sci-fi, chociaż nie przepadam za tym gatunkiem ani w literaturze, ani na ekranie. Włączyłam. I zaczęła się magia.
![]() |
Eccleston był idealnym Doktorem, tak by the way :) |
Co prawda dopiero jestem w połowie drugiego sezonu, ale już mogę stwierdzić, że Doktor jest genialny. Nieważne, przez kogo jest grany (choć Capaldi zupełnie mi do niego nie pasuje - jest obleśny), nieważne, czy akurat w towarzystwie królowej Wiktorii walczy z wilkołakiem za pomocą Koh-I-Noora, czy gawędzi sobie z Charlesem Dickensem o jego dziełach - jest bezbłędny. Dlaczego? Mimo swojej wyjątkowości - jest bowiem ostatnim ze swojego rodu, jedynym, który przetrwał Wojnę Czasów - jest ludzki. Ma ludzkie uczucia, choć sam do końca w to nie wierzy, nosi ludzką skórę niby tylko dla kamuflażu, a tak naprawdę kocha podróże po Ziemi i jej historii, uwielbia patrzeć na wielkie wydarzenia i bezpardonowo zmieniać ich bieg, bo jest dla nas jak "swój" - sam już domu nie ma, więc podświadomie szuka go na Ziemi, podczas gdy miliardy innych planet i czasoprzestrzeni czekają na zwiedzenie.
Z innej strony, jego przygody są nie tylko wciągające fabularnie, ale też pouczające. To nie jest kolejny głupiutki serial o dzielnym obrońcy kosmosu. Tutaj zobaczymy prawdziwe historie w innym ujęciu, ludzkie dylematy i obnażone charaktery. Jak cudownie jest obejrzeć odcinek, w którym Doktor bezczelnie flirtuje z madame Pompadour! I choć wiem, że to fikcja, jakie to świetne uczucie zobaczyć van Gogha wzruszającego się na widok tych wszystkich ludzi w muzeach oglądających jego prace! (Akurat ten fragment widziałam wcześniej - aż się łezka w oku kręci, zobaczcie go niżej).
właśnie przed chwilką znowu to obejrzałam. znowu siedzę rozpłakana.
Osobiste preferencje to chyba największa rzecz, jaka dzieli fanów Doctor Who.
Kogo wolicie? Rose, Marthę czy Amy? Tennanta, Smitha czy może wszyscy
są dobrzy? A wrogowie? Którzy najfajniejsi? Ja myślę: ludzie, dajcie
spokój. Oglądajcie i nie zastanawiajcie się na tym. Przecież ten serial
jest tak dobry, że nie ma sensu marnować czasu na kłótnie.
I wiecie co? Aktora, który grał Doktora, poznać można z daleka. Ja, kiedy jeszcze nie widziałam żadnego odcinka tego serialu, i gdy widziałam jakieś zdjęcie typu "Kto wygra kłótnię?" z kilku podanych bohaterów serialów wiedziałam, że Eccleston to Doktor. Że Smith, Tennant, Capaldi - to Doktor. Wszyscy mają w sobie to dziwne "coś", co krzyczy z daleka jak neon w Las Vegas - to ja, Doktor! Pomyślicie teraz - no tak, ale pewnie gdzieś ich widziałaś, jakieś gify, urywki. Uwierzcie, nie. Z daleka można poznać Doktora.
I powiem jeszcze jedno. Anglicy mogą być dumni. Mogą stać dumni i wyprostowani, bo seriale BBC to arcydzieła - nie bez powodu nazywają Doktora skarbem narodowym. Bo jest genialny. Głęboki ukłon dla wszystkich realizujących ten serial, teraz, i tam, dawno, w latach siedemdziesiątych.
Jeśli coś pomyliłam, czegoś jeszcze nie wiem i piszę coś głupiego, to przepraszam tych, którzy już (niestety) mają za sobą całą podróż z Doktorem - nie spoilerujcie. Nie chcę. Dajcie mi się cieszyć tym, że oglądam go pierwszy raz. I tak wiem, że mi zazdrościcie.
:)

Tyle seriali, tyle seriali... Kiedy ja to wszystko nadrobię?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Podczas sesji! :P (dotyczy jedynie podludzi-studentów) :)
UsuńOd jakiegoś czasu czytam twoje posty. Świetne.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
izagada.blogspot.com
Pozdrawiam,
Izia
Obejrzałam pierwszy sezon i kilka odcinków piątego... i meh, takie to luźnie, niepoważne, daleko temu do na prawdę wybitnego SF. Do obejrzenia, nowe sezony są ładne... ale bez szału.
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Cóż, akurat na sci-fi zupełnie się nie znam, bo i też nie przepadam, ale ta seria okazała się być wprost dla mnie. Może na tym polega urok Doktora - to ostoja lekkości fabularnej pośród chmary "poważnych" i "spiętych" seriali? :)
UsuńWisi na moim must-watch, może kiedy obejrzę do końca Teen Wolf, zabiorę się za Doktora. :3
OdpowiedzUsuńA co do filmiku, łezka się w oku zakręciła, ale to nie wystarczyło, abym się rozkleiła. ;p Za to spodobała mi się bardzo muzyka w tle ♥
Pozdrawiam. ;)
Bardzo dobry wybór! :P
UsuńWidocznie jestem bardziej płaczliwa - już nie raz takie małe rzeczy mnie wzruszyły :)